USZCZELNIAMY OKNA, CZYLI PRZYGOTOWANIA DO SEZONU ZIMOWEGO

30.10.20 Pani to potrafi 40 Comments



PROLOG

Jesień za oknami zażółciła liście, sypnęła dorodnie orzechem i zabrała resztki ciepła. Zostawiła jesienna pluchę i deszcz. Teraz dopiero czuć, że lato odeszło bezpowrotnie. A wraz z latem beztroskie siedzenie na ogrodzie, grillowanie i pląsanie na łonie natury w bikini. Ale jesień próbuje zabrać mi coś jeszcze - a mianowicie moją werandę. Ale tej, moi drodzy nie oddam bez walki!

Jak pisałam wcześniej, naszą werandę pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia miłością wzajemną. Niestety, wraz z nadejściem jesieni poczuliśmy, że trzeba się z werandą będzie pożegnać. Dlaczego? - bo nie ma ogrzewania, bo cienkie ściany są bez ocieplenia, bo 1/3 część ścian zajmują okna, a te są pojedyncze… i pewnie jeszcze wiele by się znalazło. Ale nie ma co narzekać, trzeba działać. Na pierwszy ogień poszło ogrzewanie i na werandzie stanęła koza (TUTAJ), kolejnym krokiem są okna. 


OKNO NIEDOSKONAŁE

Czyli uszczelniacze w ruch

Na werandzie mam 10 okien i wszystkie te okna mają gigantyczne szpary i pojedyncze szyby! Łatwo sobie wyobrazicie, jak wpływa to na klimat werandy: ze szpar wieje a cienkie szyby powodują wieczne parowanie okien. Trochę pogrzebałam w sieci i okazało się, że mam narzędzia do walki. Znalazłam dwa produkty, które wydają się idealnie rozwiązywać mój problem. Pierwszy to uszczelka gumowa tesamoll®profil D do drzwi i okien, drugi to tesamoll®Thermo Cover - folia do szyb. Postanowiłam, że wypróbujemy te produkty, bo bez walki się nie poddamy. 


USZCZELNIAMY OKNA

Jakie to proste

Do uszczelnienia okien wybrałam samoprzylepną uszczelkę gumową marki tesa. Można nią uszczelnić szpary od 3 mm do 7 mm, a takie mam u siebie. Ponadto uszczelka ta jest odporna na działanie warunków atmosferycznych, promieni UV, ozonu i temperatur, a jej minimalny gwarantowany okres trwałości wynosi 8 lat.  


MONTAŻ

Montaż uszczelki jest banalny, nawet przy moich starych oknach. Na poniższych zdjęciach widać jakie to proste: mycie okien, odtłuszczenie miejsca naklejania uszczelki, klejenie uszczelki i gotowe! 







MONTAŻ FOLII 

Czyli zaparowanym oknom mówię NIE! 

Kiedy udało nam się uporać z uszczelkami, przyszła kolej by wypróbować tesamoll® Thermo Cover - folia do szyb marki TESA. W opakowaniu znalazłam folię i taśmę mocującą. Jako, że futryny okien miałam już umyte, wystarczyło nakleić wokół ramy taśmę. Pamiętajcie, że folię kleimy na ramie nie na szybie bo wraz z nią tworzy izolującą poduszkę powietrzną porównywalną z dodatkową szybą! 


W drugim kroku kleimy folię do taśmy. Najlepiej robić to w dwie osoby. Lekko naciągamy folię i przyklejamy do taśmy. Teraz za pomocą suszarki do włosów naciągamy folię. Suszarkę ustawiamy na dmuchanie ciepłego powietrza i delikatnie „suszymy” powierzchnię folii do pełnego napięcia i likwidacji zagnieceń. Nadmiar folii obcinamy nożyczkami. 


UWAGA: nie przykładaj bezpośrednio wylotu powietrza suszarki do folii, bo zrobi się dziura. 









Przyznam Wam, że chociaż dzisiaj nie napaliłam w piecu, jest już o wiele cieplej! 




KOCHANI DZIĘKUJEMY, 
ŻE ODWIEDZILIŚCIE NASZEGO BLOGA
BĘDZIE NAM NIEZMIERNIE MIŁO JEŚLI POZOSTAWICIE 
PO SOBIE ŚLAD W POSTACI KOMENTARZA.

POZDRAWIAMY WAS CIEPLUTKO ANIA I BETI, 
CZYLI DZIEWCZYNY Z PANI TO POTRAFI




40 komentarze:

WERANDA Z KOMINKIEM, CZYLI SEZON ZIMOWY MOŻEMY ZACZYNAĆ

26.10.20 Pani to potrafi 21 Comments


PROLOG

To lato było dla nas naprawdę gorące i obfitujące w ciągłą pracę. Ja (Beti) przeprowadziłam się w czerwcu do domu z ogródkiem, a Ania miała remont w domu. Pracy ciągle przybywało i jak się zapewne domyślacie, ledwo się ze wszystkim wyrabiałyśmy. W moim przypadku doszły jeszcze prace ogrodowe, na których znam się niestety słabo. Ale nadrabiam, słowo. Wracając do prac domowych, najwięcej pracy kosztowała mnie weranda. Na początku nie wyglądała jakoś zachęcająco, ale jak zapewne pamiętacie, dostrzegłam w niej potencjał. Dom, do którego się przeprowadziliśmy, jest mniejszy niż poprzednie mieszkanie, więc każda powierzchnia, którą można zaadaptować do zamieszkania, jest na wagę złota. Ale po kolei.


Weranda i jej początki

Jak już wspomniałam, spośród wszystkich pomieszczeń w domu, najwięcej obiecywałam sobie po werandzie. Dla mnie to nie tylko dodatkowy pokój, to skąpana w słońcu możliwość wypoczynku i kreacji. Ale zanim tym się stała, wymagała wiele pracy. Zaczęłam od solidnego sprzątania, a później zabraliśmy się za wymianę podłogi. O podłodze pisałam już wcześniej, kto nie czytał nadrobi to TUTAJ. Ja dodam tylko, że wybrałam płytki ceramiczne VIGRANIT (Röben Polska). Płytki te występują w różnych formatach i kolorach. Do wizji całorocznego salonu pasowały mi te prawie białe i szare. Z takiego połączenia, powstanie szachownica, a jak wiadomo, to najlepszy wzór na podłogę. Do niego pasuje po prostu wszystko!


Jak weranda stała się salonem i to całorocznym.

Podłoga już była a weranda zmieniła się niesamowicie. Ale to nie koniec zaplanowanych zmian. Nie wiem, czy pamiętacie, ale pisałyśmy Wam o naszej wizycie w markecie budowlanym i naszym zachwycie nad płytkami klinkierowymi (przeczytacie o tym TUTAJ). Wtedy to zapowiedziałam, że skoro płytki tak nas zachwyciły, to koniecznie  musimy użyć ich w jakimś wnętrzu. Jak się okazało, już niebawem nadarzyła się ku temu znakomita okazja. 


Zanim weranda stała się przytulnym salonem trzeba było zadbać o ciepło i klimat, bo dawny taras nie posiadał ogrzewania. Postanowiłam zakupić kozę. No nie taką co daje mleko, chociaż przez chwilę miałam i taki pomysł, ale to w związku z koszeniem trawy i nietolerancją białka krowiego. A tak na poważnie, to koza w postaci pieca opalanego drewnem, okazała się konieczna i niezastąpiona. Palenie drewnem w piecu jest bardzo romantyczne, ale jak wiadomo, wiąże się z dodatkowymi wymogami. Pierwsze to wybór odpowiedniego pieca, drugie to przygotowanie miejsca, w którym owa koza ma stanąć. Piecyk wybrałam szybko, ograniczały mnie cena i gabaryty. Konieczny był mały piec. Mały, ale wariat - wzięłam taki z piekarnikiem i miejscem do gotowania wody! Jeżeli chodzi o podłogę, to tu wszystko było ok, bo płytki, które położyłam idealnie się do tego nadają  (zniosą nawet wysoką temperaturę), teraz trzeba było odpowiednio zabezpieczyć ścianę. 


Wyjątkowe miejsce dla "kozy"

czyli płytka SYDNEY w akcji

Obie z Anią lubimy nietypowe rozwiązania we wnętrzach: częściowo pomalowane ściany, kolor na suficie czy mocne tapety, dlatego chciałam, żeby okładzina ścienna nie tylko służyła jako zabezpieczenie, ale stała się elementem ozdobnym wnętrza. Powinna swoim wyglądem podkreślić kącik z piecem i dodawać mu charakteru. Dlatego, kiedy w składzie budowlanym zobaczyłam płytkę klinkierową z wyjątkową fakturą, w pięknym, głębokim antracycie, to od razu, pomyślałam, że płytka ta, znakomicie wpisze się w nasz projekt. 

Płytka klinkierowa SYDNEY/RÖBEN, bo o niej mowa, wygląda z jednej strony ultranowocześnie, ale poprzez swoją strukturę wpisuje się znakomicie w różne style: od nowoczesnego po vintage, więc jest wymarzona na moją werandę. Nie bez znaczenia pozostają jej parametry ognioodporne (klasa A1), co pozwala na to, by bez problemu, obłożyć tymi płytkami ścianę. 




Kładziemy klinkier!

Położenie płytek klinkierowych nie wymaga szczególnych umiejętności. Ale wolałam zrobić to pod fachowym okiem, dlatego poprosiłam mojego tatę o pomoc. Ale zanim zabraliśmy się za kładzenie płytek, trzeba było odpowiednio przygotować ścianę. Najpierw wytyczyłam obszar, na którym miały być położone płytki, a następnie został on przeszlifowany by usunąć warstwy starych powłok malarskich. Do tego celu użyliśmy specjalnej maszyny do szlifowania. Poszło gładko.





Przeszlifowany fragment ściany, został zagruntowany gruntem, dla lepszej przyczepności kleju. 




Ze względu na wysokość pomieszczenia (a raczej brak wysokości), postanowiłam układać płytki pionowo. Dzięki temu optycznie „podniosą" sufit i będą wyglądać bardziej nowocześnie. Kładzenie poszło szybko i już po około 4 godzinach ściana była gotowa. 





Na drugi dzień, można było fugować. Wybrałam do płytek czarną fugę, tak by zlała się z klinkierem. Pozostała jeszcze cała masa czyszczenia, ale było warto! Ściana wygląda znakomicie, a piecyk umieszczony na jej tle wygląda rewelacyjnie! 


A co Wy o tym myślicie? 

Ps. Zostało mi jeszcze trochę płytek i już zastanawiam się, gdzie by tu ich użyć?










KOCHANI DZIĘKUJEMY, 
ŻE ODWIEDZILIŚCIE NASZEGO BLOGA
BĘDZIE NAM NIEZMIERNIE MIŁO JEŚLI POZOSTAWICIE 
PO SOBIE ŚLAD W POSTACI KOMENTARZA.

POZDRAWIAMY WAS CIEPLUTKO ANIA I BETI, 
CZYLI DZIEWCZYNY Z PANI TO POTRAFI

21 komentarze:

METAMORFOZA STARYCH DRZWI DO SZAFY WNĘKOWEJ, CZYLI URZĄDZANIA KUCHNI W STAREJ WILLI CIĄG DALSZY.

23.10.20 Pani to potrafi 17 Comments

PROLOG 
W starym domu mieszkamy już piąty miesiąc. Wiele udało się ogarnąć, ale ciągle jest jeszcze coś do zrobienia. A to „koza” na werandę, to żaluzja do salonu, ciągle odkrywam miejsca, które wymagają dopieszczenia. Tak też było z moją kuchnią. Postawiliśmy meble, piękny okap i zabudowę piekarnika (TUTAJ). Jednak koło okna pozostała stara szafa wnękowa, służąca mi dzisiaj za spiżarnię. Wszystko wyglądało już prawie tak jak chciałam, ale ta szafa ciągle mnie straszyła swoim …zwykłym wyglądem

Szafa wnękowa - nic dodać nic ując

Szafa wnękowa to bardzo fajny wynalazek, wykorzystujący naturalną wnękę w ścianie, by wbudować tam szafę. Ta, którą zastałam w kuchni jest dość sporych rozmiarów, głęboka na około 30 centymetrów, więc doskonała do przechowywania sypkich produktów i wszelkich zapasów. O ile środek szafy nie wymagał wielu zabiegów, to już drzwi zewnętrzne tak. Wnętrze szafy wykonane całe z drewna, wymagało tylko odświeżenia - wystarczyło szlifowanie i ponowne olejowanie. Półki Pan mąż wykonał od nowa, bo stare dechy sosnowe całkiem się rozleciały. Pozostały jeszcze do liftingu drzwi i 100 warstw farby olejnej, którą były pokryte. To załatwiła jeszcze w maju opalarka. Później drzwi pomalowałam po prostu na biało i na razie musiało mi to wystarczyć. Ale minął maj, czerwiec i zrobił się październik. Nie mogłam już dłużej czekać, bo marzyła mi się w tym miejscu stara szafa, taka, jakby była to od zawsze. 


Metamorfoza szafy krok po kroku

Dzień w dzień, oglądając tą szafę myślałam, jak powinna wyglądać. Cała czarna, czy w bieli, nowoczesna, czy tradycyjna, a może shabby? Im dłużej na nią patrzyłam, tym mniej wiedziałam, co powinnam zrobić.  Aż wreszcie któregoś dnia olśniło mnie - szafa powinna być wyższa, z koroną i większym charakterem. No więc do pracy. 




KROK 1 - SZPACHLOWANIE 

W drzwiczkach znajdowało się sporo otworów, które należało uzupełnić. Do tego celu użyłyśmy szpachli, ale nie do drewna, która wysychałaby zbyt długo, a samochodowej, która sucha jest dosłownie po kilku chwilach. Następnie uzupełnione miejsce przeszlifowałyśmy papierem ściernym.




KROK 2  - PRZYKLEJAMY LISTWY OZDOBNE

Pomyślałyśmy, że stara szafa powinna mieć sztukaterie na drzwiach, żeby wyglądała mniej wiejsko. Tu sprawę załatwiły listwy ze styroduru. Wystarczyło je dociąć i przykleić na drzwiach frontowych. Zostawiłyśmy wszystko do wyschnięcia na 12 h.




KROK 2 - DODAJEMY GZYMS I KORONĘ 

Z gzymsem to sprawa prosta, wystarczy dodać deskę ale korona to co innego. Można zawsze kupić, ale te fajne to drogie no i trzeba czekać na kuriera. Szczęście nam sprzyjało, bo podczas sprzątania naszej pracowni Ania znalazła stary fragment szafy. Zostało po jakiejś renowacji, którą mój Pan Mąż robił no i pozwolił wziąć. Tak więc przykleiłyśmy deskę i górę szafy i zrobiła się piękna korona. 





KROK 3 - MALOWANIE

Do malowania wybrałyśmy farby Kazeinowe marki LIBERON. Farby te dedykowane są do drewna, na bazie naturalnego białka z mleka oraz kredy, co daje bardzo wysoką przyczepność do podłoża oraz wyjątkową wytrzymałość na ścieranie. Farby te mogą stanowić końcowe wykończenie lub bazę do efektu przecierek. Mają też bardzo wiele odcieni bieli i beżowych odcieni co było nam akurat potrzebne. Do malowania przydały się szerokie pędzle. Najpierw całość pomalowałam kolorem bazowym o wdzięcznej nazwie  „przygaszona perła”. Później za pomocą „skruszonego kamienia”,  „wieczornego  cienia” i „szarej alpaki” zrobiłam przecierki.  Farby kazeinowe mona traktować jak każde farby artystyczne: mieszać ze sobą, rozjaśniać, ściemniać, aż do uzyskania pożądanego efektu. Szerokim pędzlem zrobiłam jeszcze obwódki - dookoła ozdobnych listew i na zwieńczeniu szafy. „Biały alabaster” posłużył do rozbielania kolorów. 




KROK 4 - OZDABIANIE

Stara nowa szafa powinna mieć jeszcze coś ozdobnego - pomyślałam o małym ptaszku, namalowanym w zwieńczeniu szafy. Udało nam się z Anią kupić kiedyś piękny szablon z ptakiem. Czekał na swoją kolej w pracowni i wreszcie się doczekał. Zrobiłam z taśmy podkład, wycięłam w nim okrąg odrysowany od pokrywy słoja i nakleiłam to na szafę. Tak powstało miejsce na malaturę. Za pomocą pędzla i szablonu odbiłam wizerunek ptaka w wyklejonym miejscu. Następnie za pomocą cienkiego pędzelka i farb sprawiłam, że obrazek zrobił się bardziej przestrzenny. 





KROK 5 - PRZECIERKI

Po pomalowaniu za pomocą papieru ściernego, przetarłam fragmenty szafy. Taki zabieg sprawia, że mebel wygląda autentycznie. 



KROK 6 - LAKIEROWANIE

Ponieważ jest to szafa często używana (spiżarka), postanowiłyśmy dodatkowo ja zabezpieczyć. W tym celu całą powierzchnię pokryłam lakierem zabezpieczającym do blatów - LIBERON . 

Na koniec przykręcona została jeszcze gałka zrobiona z wieszaka. Spodobał mi się ten nosorożec, no i można na nim coś powiesić. 



Jak Wam się podoba nasza metamorfoza? 








KOCHANI DZIĘKUJEMY, 
ŻE ODWIEDZILIŚCIE NASZEGO BLOGA
BĘDZIE NAM NIEZMIERNIE MIŁO JEŚLI POZOSTAWICIE 
PO SOBIE ŚLAD W POSTACI KOMENTARZA.

POZDRAWIAMY WAS CIEPLUTKO ANIA I BETI, 
CZYLI DZIEWCZYNY Z PANI TO POTRAFI





17 komentarze: